Recenzja filmu „Narzeczona dla kota”

Clipboard94

MONIKA CYGAN

„Narzeczona dla kota” to japońska produkcja z 2002 roku, stworzona przez Studio Ghibli. Grupą docelową są nie tylko dzieci, ale również starsi widzowie. Młodsi miło spędzą czas przed ekranem i dostaną piękną opowieść z wieloma morałami, natomiast dorośli zachwycą się inteligentnym humorem, stroną wizualną oraz ciekawostkami, żywcem przeniesionymi z rzeczywistości. Reżyser Hiroyuki Morita (twórca takich filmów, jak „Mój sąsiad Totoro” czy „Spirited Away: W Krainie Bogów”) zabiera nas w magiczny świat, który stanowi niejako luźną kontynuację przygód z filmu „Szept serca”. Postać tajemniczego i pełnego uroku kota Barona Humberta Von Jikkingena pojawia się ponownie, tym razem grając pierwsze skrzypce.


Dla nastoletniej Haru każdy dzień wygląda tak samo. Nieśmiała uczennica szkoły średniej zmaga się z problemami typowymi dla jej wieku – czuje się zagubiona, często spóźnia się na zajęcia, a chłopak, w którym jest zakochana nie zwraca na nią uwagi. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, wraz z koleżanką zauważają kota niosącego w pyszczku niewielkie, pięknie zapakowane pudełko. Pakunek wypada mu jednak podczas przechodzenia przez ulicę, a zwierzak próbując go podnieść, nie widzi nadjeżdżającej ciężarówki. Haru bez namysłu rzuca się kotu na pomoc i w ostatniej chwili ratuje go spod kół pojazdu. Nastolatka nie oczekiwała żadnej reakcji po mruczku. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, otrzymała od niego podziękowania ludzkim głosem oraz w następstwie tego mnóstwo magicznych i szalonych przygód. Okazuje się bowiem, że nasza bohaterka pomogła nie komu innemu, jak księciu Królestwa Kotów! Wieczorem, Haru obudzona przez królewski orszak, zostaje zaproszona przez samego króla, aby zaznać luksusu i bogactwa jakie jej oferują. Skuszona dziewczyna zgadza się na propozycję, jednak z czasem uświadamia sobie, że kocie życie w znacznym stopniu różni się od ludzkiego. Koty za wszelką cenę pragną szczęścia i zadowolenia Haru, dlatego składają jej kolejną propozycję – życie długo i szczęśliwie… u boku kociego księcia Lune. Główna bohaterka, niczym Alicja w Krainie Czarów szuka wyjścia z baśniowego świata. Jej celem staje się odnalezienie Biura do Spraw Kotów i jego pracowników: tajemniczego kota Barona, puszystego Mutę i gadającego kruka Toto. A przygoda dopiero się rozpoczyna…

Pomimo często powtarzającej się fabuły, film potrafi pozytywnie zaskoczyć widza i przedstawić kilka nowych, oryginalnych pomysłów. Jednym z ciekawszych elementów jest wprowadzenie postaci Barona, którego fani mogą znać z innych produkcji Studia Ghibli. Kot nie traci na tajemniczości czy niezwykłości, a wręcz przeciwnie – nadal jest romantykiem i dżentelmenem w cylindrze. Poza jedną z pierwszoplanowych postaci, sympatię u widza wzbudzi na pewno przezabawny, tłusty i nieco zrzędliwy kot Muta. Tak samo jest w przypadku innych postaci pobocznych, jak choćby ekscentrycznego Króla Kotów czy pełnej wdzięku Yuki. Sama Haru natomiast przypomina przeciętną, nieszczególnie wyróżniającą się postać (przez co staje się uniwersalną bohaterką) i dzięki temu widz lubi ją już od pierwszej chwili.

Jedną z głównym wad „Narzeczonej dla kota” jest tempo filmu. Trwająca niewiele ponad godzinę animacja, ma wyjątkowo szybką akcję, przez którą widz nie ma chwili wytchnienia. Mimo to, realizacja filmu jest porządna i dokładnie wykonana: piękne, kolorowe i bardzo szczegółowe miejsca oraz postacie zachwycają na każdym kroku. Wrażenia wizualne uzupełnia również świetna i wpadająca w ucho muzyka oraz nienaganny montaż.


Film z czystym sumieniem mogę polecić fanom Studia Ghibli, twórczości Hiroyuki Mority oraz miłośnikom kotów (chociaż psiarze również powinni być oczarowani). Niezależnie od wieku, każdy widz znajdzie coś dla siebie i na pewno zrelaksuje się przy tej ekranizacji. Warto go obejrzeć, choćby dla sprawdzenia, jak koci świat może być niesamowity i zupełnie inny od ludzkiego.