Klasyka kocich zabaw c.d. – kocia olimpiada

Słyszeliśmy, jak nasz człowiek powiedział innemu człowiekowi, że chyba przygotowujemy się do kociej olimpiady, bo codziennie kilka godzin poświęcamy na ćwiczenia. Tak, to fakt. Mamy zamiar startować w kilku dyscyplinach. Codziennie jak wstaniemy robimy sobie rozgrzewkę – kilka skłonów i kocich grzbietów. Potem ćwiczymy biegi na krótkich dystansach oraz biegi z przeszkodami. Często jest tak, że jedną z przeszkód na trasie naszego biegu jest śpiący na łóżku człowiek. Kiedyś utrudniał nam bieg ruszając się albo wstając, ale chyba wreszcie pojął, że przeszkody są nieruchome, bo już nie reaguje jak po nim biegamy i tylko nakrywa głowę kołdrą.

Do naszej ulubionej dyscypliny należą kocie zapasy. Na początku człowiek bawił się w sędziego – jak wydawało mu się, że za bardzo zapędziliśmy się w walce rozdzielał nas. Teraz na szczęście już się nie wtrąca. Chyba zrozumiał, że to zabawa i nic złego sobie nawzajem nie zrobimy. A jak zdemolujemy mu łóżko, jeśli na nim akurat walczymy, to może je sobie przecież ponownie posłać.


Drugą naszą ulubioną dyscypliną jest wspinaczka wysokoroślinna ale chyba nigdy nie dojedziemy w niej do mistrzostwa, bo zawsze przypląta się człowiek i zdejmuje nas z połowy trasy  Zamiast się wtrącać sam mógłby zająć się uprawianiem jakiegoś sportu. Mógłby sobie na przykład ćwiczyć wspinanie się na szafę czy zwisanie na żyrandolu. Choć muszę przyznać, że Set raz przesadził – wspinał się po siatce zabezpieczającej nasze okno. Człowiek na szczęście stał blisko wspinającego się Seta, ale teraz jak nawet na chwilę wychodzi zamyka nam okna. Ćwiczymy też grę w piłkę. Mamy klika piłek, ale ciągle się gdzieś zawieruszają, więc gramy tym, co wpadnie nam pod łapki lub tym, co sami sobie upolujemy. Graliśmy już nakrętkami z butelek, gąbką do mycia naczyń, długopisami, pendrive, zapalniczką, bateriami, akumulatorkami, kluczami i zegarkiem. Zawsze po takiej grze mamy satysfakcję, że udało nam się zachęcić do sportu człowieka – ćwiczy on potem skłony i chodzenie na czworaka, jak szuka naszych „piłek”. My zaś mamy okazje poćwiczyć jazdę na człowieku, bo jak chodzi na czterech często wskakujemy mu na grzbiet.


Obowiązkowo kilka razy dziennie ćwiczymy jogę. Przy okazji, żeby nie tracić czasu, myjemy się. Ostatnio wciągnęło nas skakanie wzwyż. Z naszej dwójki lepiej skacze Set, choć jest młodszy (ma dopiero 16 tygodni). Jego rekord (o dziwo człowiek się zaangażował i zmierzył wynik Seta) to 95 cm z miejsca (bez rozbiegu) – Set skacze na blat kuchenny. Naszemu człowiekowi nie za bardzo się to podoba, bo Set nie dość, że ciągle skacze na ten blat to chce wchodzić na włączoną płytę kuchenną. Ja wskoczyłem tam raz, ale skorzystałem z taboretu. Teraz przez Seta, jak coś się gotuje jesteśmy, co chwilę kontrolowani, gdzie jesteśmy i co robimy. Set chyba myślał o tym, żeby wystartować w pływaniu – raz podczas biegów wpadł pupą do naszej miseczki z wodą a raz podczas ćwiczenia skoków wzwyż zanurkował w muszli klozetowej. Chyba jednak mu się to nie spodobało i medalu z pływania nie będzie.

Biegi, biegi z przeszkodami, skoki wzwyż, gra w „piłkę” to klasyka kocich zabaw. Jeśli koty są dwa lub więcej dochodzą do tego zapasy. Koty muszą mieć ruch i nie należy im zabraniać „uprawiania sportu”. Trzeba jednak kontrolować, co robią koty i reagować w sytuacjach, w których zachodzi ryzyko, że kot zrobi sobie krzywdę. Nasz człowiek opracował metodę odciągania nas od ryzykownych zabaw – jak widzi, że zabawa jest niebezpieczna dla nas (np. wspinanie się po roślinach) proponuje nam zabawę z nim. Ponieważ nade wszystko koty lubią bawić się ze swoim człowiekiem chętnie porzucamy inne zajęcie, aby się z nim pobawić a jak nam zabrania czegoś robić to my mamy jeszcze większa ochotę, aby właśnie to zrobić.